,, Z całej ekipy Avengersów zostało tylko trojga’’
QuickSilver, Kapitan Ameryka i IronMan, zostali ostatnimi
Avengerami, po tym jak Magneto wraz córką odeszli z ekipy, a Moon Knight zabił
LK i zniknął w kanałach. Ta trójka została ostatnimi Avengeremi, więc gdyby
nagle na ziemie uderzyło jakieś niebezpieczeństwo, to ludzie mogli by polegać
na nich, na bohaterach mających swą bazę w Tyszowcach. No cóż mogliby na nich
polegać, gdyby nie to, że ta trójka została wysłana w kosmos, by stawiać czoło
wrogowi, który zagraża losom naszej pięknej planety. Nie bali się oni śmierci,
wiedzieli, że mogą nie wrócić, ale wiedzieli, że jeżeli tego nie zrobią nie
będą mieli dokąd wracać…
-Antoni, ile jeszcze?-spytał Piotr
-Kawałek, zaraz lądujemy-odparł Gwizdecki
Po chwili cala trójka wylądowała na planecie swego
największego wroga, ich celem było zniszczenie zła w zarodku. Można powiedzieć,
że tak nie wypada-to prawda. Ale jeżeli naprawdę chce się żyć, to nie ma czegoś
takiego jak-nie wypada, człowiek, chcą się bronić jest jak dzika bestia, ma w
dupie to czy ktoś może na tym stracić, jego obchodzi wtedy tylko to czy
przeżyję. Bohaterowie dumnie wyszli ze statku. Kapitan Ameryka w swym
niebieskim kombinezonie z flagą Ameryki i Tarczą, którą zawsze nosił dumnie
sobie. QuickSilver w swym Zielonym Kombinezonie, a IronMan w swej przepięknej
zbroi. Szyli dumnie przez planetę wroga, nie obchodziło ich nic oprócz tego, by
zmiażdżyć zło w zalążku. Nie wiedzieli jednak w jakie chore gówno się
wpakowali. Nie wiedzieli również tego, że z tej wyprawy mogą nie wrócić.
Przeszli parę kilometrów. Nogi wchodziły im już do dupy. Kapitan zasugerował
chwilę odpoczynku. Wiedział za czasów wojny, że o żołnierzy należy dbać i zmęczeni nie powinni atakować wroga. Usiedli na
piasku, bo jakby to powiedzieć szli przez pustynie. Kapitan stanął na straży, a
oni w tym czasie zapadli w drzemkę. Antoni zaczął mieć niepokojące sny. Śniło
mu się, że przez czymś ucieka. Nie mógł jednak się odwrócić. Czuł, że bolą go
nogi, lecz nie mógł się zatrzymać. Biegł
dopóki się wywrócił i nie ujrzał za sobą potwora żrącego jego przyjaciół.
Antoni od razu potem się obudził. Nie mógł już potem zasnąć. Nie opowiedział
nikomu o swoim śnie. Po paru godzinach ruszyli w dalszą drogę. Dopóki nie
zostali zaatakowani, przez pokraczne istoty. Podobne do tych, które Gwizdecki
widział w swoim śnie. Były wielkie, wyglądały jak dziki, ale miały dłuższe kły
i Zielone futro.
-Uciekajmy!-krzyknął Antoni i złapał przyjaciół za
kombinezony. Zaczęli biec. Nikt nie pytał się dlaczego. Nie wiem, tak ślepo mu
ufali, czy też mieli podobne sny. Udało im się uciec. Widocznie ten sen był
tylko gównianym koszmarem-jest się z czego cieszyć. Mijały dni, Mijały noce. W
końcu ekipie udało się dotrzeć do zamku swojego antagonisty. Nie wiedzieli kim
on jest. Wiedzieli tylko, że zagraża on istnieniu ziemi. Nie obchodziły ich już
żadne konsekwencje. Kapitan wykopał drzwi i wszedł wraz z ekipą do środka.
Gwardia przeciwnika zaczęła do nich strzelać. Kapitan bronił tarczą. IronMan
miał zbroję, a QuickSilver zwolnił czas, był zmienić tor kul. Po chwili cała
gwardia leżała martwa, a oni stali obok przyszłego niszczyciela ziemi. Już mieli
skrócić go o głowę, gdy nagle ktoś krzyknął
-Stop!- Bohaterowie zauważyli ciemność, przed oczami, po
chwili rozjaśniło im się i zaczęło ich palić. Znaleźli się w Wulkanie…to był
strasznie dziwne. Chwila moment i mogli zginąć. Zbroja IronMan przestał
działać. Zapewne zbyt wysoka temperatura to spowodowała. Herosi popatrzyli po sobie.
Dwóch z nich, chciało błagać o pomoc, ale Kapitan jak zwykle miał plan…wiele
przeżył to i wie jak przeżyć jeszcze
więcej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz