sobota, 3 października 2015

Dwóch Aniołów Stróżów#1

ANIOŁ STRÓŻ-Czyli ten który zawsze ci pomoże, kiedy będziesz potrzebował pomocy

Prolog

Zwykły szary jesienny dzień, Ben właśnie wracał z Johnnym z warsztatu, gdy tu nagle na drodze pojawili się oni: Namor i Hulk, nie wiem co się stało, że ich zaatakowali, zapewne coś im odbiło, albo ktoś przejął nad nimi kontrolę, bo było to trochę dziwne. Rozpoczęła się walka, Hulka runął na Thinga, a Namor na Human Torcha, który właśnie w chwili ataku przeciwnika włączył ogień i odrzucił wroga na niemały kawałek . Thing w tym czasie walczył z Hulkiem, co nie było łatwą rzeczą. Walka nie trwała długo, gdyż po chwili nasz Bohater leżał na ziemi, Johnny chciał mu pomóc, ale nie zdołał bo Namor wrócił i teraz to on go odrzucił i powalił na ziemie. Bohaterowie leżeli bezbronni, ani to wezwać pomocy, a ni nic. Hulk już podnosił ręce by zmiażdżyć Benowi głowę-nie było już dla niego żadnej  nadziei, Johnny krzyknął tylko z całych sił –Nie!
I próbował wstać ale nie mógł bo Namor go pilnował, Po chwili z Bena nic już nie zostało, to był jego koniec. Po chwili tak samo Hulk załatwił również Johnnego po czym Namor i Olbrzym ocknęli się i zobaczyli do czego doszło, okazało się że to wszystko było zaplanowane…zaplanowane przez kogoś z góry…albo z dołu
Johnny i Ben ocknęli się w dość pięknym miejscu, jakby w raju. Po chwili podszedł do nich jakiś mężczyzna i powiedział
-Pan was wzywa- Bohaterowie, zdziwieni popatrzyli po sobie, po czym ruszyli za mężczyzną, który zaprowadził ich do Ogromnej Sali
-Witajcie-Odezwał się dość donośny głos, po czym Ben i Johnny spytali
- Kim jesteś?-i popatrzyli na Pana, na Pan który ich tu wezwał
-Jestem waszym stwórcą i bardzo mi przykro że znaleźliście się tu tak wcześnie, gdyż zasługiwaliście na dłuższe życie- Ben popatrzył się zdziwiony na Johnnego i rzekł
- To Pan Bóg, to oznacza że jesteśmy w niebie, a to oznacza że Reed się mylił…w tym że niebo nie istnieję, wiedziałem że to ja mam rację, wiedziałem!-cieszył się Ben,
-Okej stary…rozumiem ciebie, ale skoro tu jesteśmy, to już tego mu nie wygarniesz-przygasił Storm, Grimma, Chwilę potem Bohaterowie wraz z Panem przysiedli się do posiłku i kontynuowali dalej rozpoczętą rozmowę
-Proszę Pan, no bo skoro już tu jesteśmy, to czym możemy dalej pomagać ludziom?-spytał Ben,
-Owszem że możecie jako Gwardziści Armii Aniołów Stróżów-powiedział Stwórca,
-Wow…to może my to najpierw przemyślimy Ben-skierował się Johnny do Bena-Nie bądźmy pochopni. Po ukończeniu posiłku, Ben został jeszcze na chwilę z Stwórcą, gdy Johnny natomiast opuścił salę
- Panie Boże czy mógłbyś ściągnąć ze mnie tą kamienną powłokę?-spytał,
-Owszem mogę-powiedział Pan i pstryknął palcami po czym stał przed nim naturalny Ben Grimm.      -Bardzo ci Panie dziękuję-powiedział Ben i uradowany opuścił salę, nie zwracając uwagi na to że w kieszeni ma jakiś mały przedmiot. Johnny w tym czasie spacerował sobie tu i tam, dopóki Ben go nie znalazł
-Ben, to ty?-spytał zdziwiony
-Tak to  ja, prawdziwy ja-odpowiedział
-Słuchaj w sprawie tej gwardii , to naprawdę powinniśmy przemyśleć, bo to jest jakby ci powiedzieć dość mocny temat-powiedział Johnny
-Wiem, ale słuchaj jak nie chcesz to nie musisz, ja mogę sam dalej pomagać ludziom, ty możesz tu zostać-odparł Ben-wiesz?
-Wiem, że mogę ale jesteśmy przyjaciółmi, widziałem jak zginąłeś, nie zdołałem ci pomóc-powiedział Johnny i starł łzę z oka która mu popłynęła-Nie zdołałem…
-Ja tak samo nie zdołałem ci pomóc, ale musimy się z tym jakoś pogodzić, przykładowo możemy dalej pomagać ludziom, to powinno nam raczej jakoś pomóc-powiedział Ben
-A właściwie co szkodzi-powiedział Johnny po czym wraz z Benem poszli do Pan i oświadczyli, że chcą dołączyć do gwardii Aniołów Stróżów. Dołączyli do 7 pułku Armii pod dowództwem odważnego anioła Valeriana
-Słuchajcie żołnierze, jesteście tu by pomagać ludziom tam na dolę, tak?-spytał Valerina
-Tak jest Pułkowniku-odparli wszyscy chórem, salutując
-Więc wiedzcie jedno iż nie będę tolerował tchórzostwa, spóźnialstwa i braku szacunku, zdarzy się coś takiego od razu wylatujcie, a jak to będzie coś mocnego to możecie trawić nawet  tam na dół-powiedział pułkownik Valerian i wytłumaczył im wszystko co i  jak, co należy robić, a czego należy się prze strzegać. Po chwili cała ekipa ćwiczyła, po długim treningu Pułkownik zarządził przerwę, 20 minutową i puścił ich na posiłek. Ben i Johnny właśnie teraz zrozumieli dokąd się zaciągnęli, dowiedzieli się również, że będą tu od nich wyciskać wszystkie poty. Po posiłku pułk zebrał się ponownie, a Pułkownik Valerian , przeczytał wiadomość przesłaną anonimowym listem

-,,Kapitan Steve Rogers, potrzebuję natychmiastowej pomocy, Wieża Avengers, Nowy Jork’’ Ruszamy chłopaki-krzyknął Pułkownik po czym po chwili byli już na Wieży Avengers… Ben ruszył do boju, poczuł że z własnej siły woli zmienił się ponownie w kamiennego stwora, powalił on przeciwników Kapitana i chciał coś powiedzieć Rogersowi, ale ten go nie usłyszał, chciał mu powiedzieć- Powiedz Sue i Reedowi, żeby się już o nas  nie martwili, gdyż jest nam tam na górze bardzo dobrze…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz